środa, 9 października 2013

Biale szalenstwo, czyli historia pewnej robotki...

    


   Zobaczylam gdzies na FB i wpadlo mi w oko 




   Druty w dlon, szybka probka, policzenie oczek, nabranie i do dziela... Wzor prosty, wiec nie powinno sprawic mi problemu.



 

  Troche duzo tych oczek, ale zylka krotka, wiec trudno mi bylo ocenic, jaka jest rzeczywista dlugosc... Przerobilam kilka rzedow i cieplam w kat.
 
  Minelo czasu malowiele, dzialy sie rozne drobiazgi, opaski, czapki, dziergaly gwiazdki choinkowe, wyplataly rozne cudaki, a biale szalenstwo lezalo w kufrze i nabieralo mocy...
 
   Wyciagnelam je ze skrzyni, jak juz mi zabraklo wymowek. Nie pamietam, ile czasu zajelo mi dokonczenie. Pamietam tylko ogroooomne znudzenie.  Moglam pracowac tylko wieczorami, badz w nocy, ale w koncu udalo sie zakonczyc




Kwiatka wydziergalam szydelkiem, innego niz na pierwowzorze

 

   I bardzo dobrze, bo ogolny efekt jest zupelnie inny, niz zamierzony. Najzwyklejsze w swiecie dlugie biale "chomato" na szyje. Komin? Szal? Otulacz? Jakby nie nazwac, sliczne jest i zasluguje na prawdziwa sesje zdjeciowa :-)

(bynajmniej, to nie jest ta "prawdziwa" sesja, tylko bylejakie zdjecie, zrobione telefonem ;-))


   A na szal do sukni slubnej przyjdzie jeszcze czas...

1 komentarz:

  1. Pozostaje żałować, że już nie będę panną młodą.... cudne!

    OdpowiedzUsuń